fbpx

Zapytaj dziecko, kiedy jest szczęśliwe

Wywiad ukazał się na portalu „Sukces pisany szminką” 1.06.2016 r. 

Dagny Kurdwanowska: Przygotowując się do naszej rozmowy zrobiłam małe badania. Wpisałam w Google słowo „motywacja” i okazało się, że najczęściej szukamy informacji na temat motywacji pracowników i motywacji dzieci.

Iza Antosiewicz: To znamienne zestawienie.

D.K.: Dlaczego?

I.A.: Bo pokazuje, jak bardzo komuś zależy, żeby zmotywować kogoś innego: pracodawcy zależy na motywacji pracownika, a rodzicom zależy na motywacji dzieci. W przypadku pracowników chodzi o to, żeby tak ich zmotywować, by wykonywali to, co pracodawca wymyślił. Pracodawca ma plan i chce, by jego pracownik go wdrażał, działając na rzecz organizacji. Motywacja sprowadza się do tego, żeby pracownik był bardziej – efektywny, kreatywny, wydajny, lojalny. Myślę, że podobnie jest z rodzicami. Motywacja jest bardziej potrzebna rodzicom niż dzieciom. Dziecko ma swoje pomysły, dba o swoją tożsamość. Rodzic zaś ma własny plan na to, co dla dziecka słuszne i dobre, więc szuka sposobów i narzędzi, by przekonać do tego dziecko.

D.K.: Pachnie manipulacją.

I.A.: W mojej ocenie tak. Przyjęło się, że rodzice wiedzą lepiej, co jest dla dziecka dobre. Mają szerszą perspektywę czasową – własne doświadczenie, znają doświadczenia innych i wydaje im się, że dzięki temu wiedzą, co dziecko powinno zrobić, żeby mu było w życiu fajnie. A dziecko, zwłaszcza to z silnym charakterem i z mocną osobowością doskonale samo wie, co chciałoby robić i będzie o to z rodzicami walczyć.

Dzieci o słabszych charakterach i bez pomysłu na siebie nie potrzebują szczególnej motywacji. Wcielają w życie plan, który im się przedstawia – szkoła, zajęcia dodatkowe. One idą jak po niteczce i robią to, co rodzic im wymyślił. Na koniec może się okazać, że ukształtuje się człowieka, który dużo umie, dużo wie, ale nie wie, kim jest i jaki ma pomysł na życie.

D.K.: Mamy więc dziecko, które nazywane bywa „upartym” lub „krnąbrnym” i zaczynamy je motywować. Nie bardzo wiemy jak, więc raz damy mu marchewkę, raz przyłożymy kijem.

I.A.: Przeczytałam ostatnio bardzo ciekawą książkę „Wychowywanie bez nagród i kar” Alfie Kohna.  Kohn podpowiada w niej jak postępować – szanuj dziecko jako osobę. To oznacza, że dziecko ma prawo nie mieć ochoty chodzić na kolejne lekcje angielskiego, ma prawo nie przełamywać swoich słabości – do sportu, fizyki albo tańca. Często ktoś mi zarzucał, że rozmawiam z dzieckiem jak z dorosłym. W moim odczuciu taki sposób rozmawiania to zwrócenie uwagi na godność mojego dziecka. Każąc dziecku coś robić – „Bo tak ma być i ja ci tak każę” –  łamiemy mu charakter i godność odbieramy. Traktujemy go z pozycji siły.

D.K.: Ewentualnie mówimy – mamusia tak cię kocha, a ty dostałaś taką słabą ocenę. Jak to wpływa na dziecko?

I.A.: Tu mamy do czynienia z szantażem emocjonalnym. Zdarza się, że mama wchodzi do pokoju trzylatka i mówi – Mamusi jest tak smutno, że tu jest taki bałagan, mamusia będzie płakała. Niby robi to w dziecięcym języku, dopasowanym do wieku dziecka, ale tak naprawdę szantażuje dziecko swoimi emocjami. Potem dziecko idzie z mamą do sklepu i robi dokładnie to samo – manifestuje swój smutek, bo mama nie kupiła mu lizaka. Kohn w swojej książce pisze tak: „Zacznijmy od tego, że nasze zasadnicze pytanie nie będzie brzmieć, co mam zrobić, żeby moje dziecko robiło to, co mu każę, tylko – czego potrzebuje moje dziecko i jak mam wyjść naprzeciw jego potrzebom”.

D.K.: Trudno pogodzić to z przekonaniem, że dzieci i ryby głosu nie mają.

I.A.: Ja chcę, żeby dzieci miały głos. Zwłaszcza w tych rzeczach, które mają robić. Kiedy dzieci mają problem z motywacją? Najczęściej, kiedy chodzi o naukę, o naukę czegoś dodatkowego, kiedy zostało podjęte jakieś zobowiązanie. Jeśli kiedyś jazda konna była dla dziecka pasją, ale już nią jest, to zmuszanie dziecka, żeby dalej jeździło z takim samym zapałem jest bezcelowe. Kiedyś rozmawiałam z nurkami – na powierzchni woda potrafi być niespokojna, ale wystarczy zejść trochę głębiej, by zapanował całkowity spokój. Rodzice często zatrzymują się na powierzchni wody. A jeśli zatrzymamy się i nie spróbujemy zanurkować głębiej, pozostając na fali emocji, jeśli nie zbadamy dokładnie, co się takiego wydarzyło, to wciąż będziemy błądzić. A może nie chodzi o to, że jazda konna nie jest już fajna, ale o to, że dziecko ma trudne relacje z instruktorem? A może nie odnajduje się w grupie rówieśników, więc zraziło się do treningów? Może jest przepracowane i potrzebuje pół roku przerwy?  A może nie rozumie po co w ogóle ma trenować? Mam fajny przykład na to wśród znajomych – ich córka niespecjalnie lubiła się uczyć języków obcych. Pewnego razu odwiedził ich znajomy, który był anglojęzyczny. Umowa była taka, że wszyscy przy stole mają mówić tylko po angielsku. Ta dziewczynka nic nie rozumiała z tego, co mówią inni. I tak ją to wkurzyło, że natychmiast zabrała się za naukę angielskiego. Sama potrafiła sobie wytłumaczyć, jak wiele będzie traciła, jeśli nie nauczy się języka. Jej rodzice nie musieli uczyć się technik motywacji. Ich córka motywację znalazła w sobie. I to jest to.

D.K.: To jakie w takim razie jest zadanie rodzica?

I.A.: Rodzic ma znać motywacje dziecka. Ma dowiedzieć się, dlaczego dziecko nie chce czegoś robić albo dlaczego woli robić coś innego. Jest prosta zasada – pytaj zamiast sądzić.

D.K.: W jaki sposób pytać, żeby dziecko chciało nam o sobie powiedzieć?

I.A.: Są różne pomysły i sposoby na rozmowę. Czasem wystarczy pójście na spacer. Jedna z mam powiedziała mi, że rozmowy z córką prowadziła tylko w kąpieli. Kąpały się więc razem, żeby pogadać. To był jedyny moment, kiedy dziecko się przed nią otwierało. Każdy rodzic wie, kiedy dotyka głębi w dziecku.

D.K.: Są pytania, które warto w takich sytuacjach zadać?

I.A.: Podstawowe pytanie brzmi – Co jest ważnego w tym, żeby to robić lub tego nie robić? Co ciekawe, jeśli rodzicowi zadamy pytanie, co jest ważnego w tym, żeby się denerwował na bałagan w pokoju dziecka, to on go nie rozumie. – No jak to co? Przecież jest bałagan, a nie powinno go być – powtarza. Zadawanie pytania „Co jest ważnego w…”, to dobre ćwiczenie na sprawdzanie wartości dziecka. Bo dziecko ma już swój system wartości i dopytując je możemy go poznać. Moja córka pewnego dnia zażądała nowego sprzętu grającego. Po cyklu pytań doszłyśmy w końcu do tego, dlaczego chce mieć akurat iPoda – wyszło, że chodziło jej o wyróżnienie się. Chce być muzykiem, ma aspiracje artystyczne, także plastyczne, więc pomyślałam, że to fantastycznie. Potrzeba wyróżnienia się to bardzo ważna cecha artystów. Mogłam powiedzieć – Ale żeś sobie wymyśliła zachcianki! Wiem jednak, że jeśli ona chce być artystką, a ja w niej zabiję chęć wyróżnienia się, to ona za dwadzieścia lat na kozetce u psychologa będzie musiała tę wartość w sobie odbudować. Kiedy doszłyśmy do tego, że potrzebny jest jej do tego iPod, zadałam córce kluczowe pytanie – W jaki inny sposób mogłabyś się jeszcze wyróżnić? I ona sama wpadła na to, że mogłaby się lepiej uczyć. A potem sama zrobiła sobie plan, postawiła sobie cele i zaczęła je realizować. Skończyło się świadectwem z czerwonym paskiem.

D.K.: To jest dopiero motywacja.

I.A.: Zobacz, z kłótni o iPod wyszła wewnętrzna motywacja do nauki. Ja już nie musiałam jej pilnować.

D.K.: Takie podejście wymaga dużej otwartości ze strony rodziców. Co zrobić, żeby rodzic miał w sobie taką cierpliwość?

I.A.: Wydłużyć sobie perspektywę czasową. W mojej pracy na talentach z dziećmi bardzo często pojawia się rywalizacja jako jeden z talentów. Rodzice go nie lubią. Jest im trudno z tym, że ich dziecko rywalizuje, a potem płacze, kiedy przegra. Ale to jest jego talent i jego osobowość. To jest jego siła. Możemy więc pomyśleć, że teraz jest ciężko, ale potem, jeśli pomożemy dziecku wzmacniać ten talent i radzić sobie z porażkami, to może być Kubica.

D.K.: Jak można wesprzeć takie dzieci?

I.A.: Z dziećmi, które kochają rywalizację, sprawa jest banalnie prosta – wystarczy wymyślać im okazje do rywalizacji, na przykład: kto pierwszy się dziś umyje albo kto pierwszy posprząta pokój. Dzięki temu dajemy im szansę także wygrywać.

D.K.: I to nie jest manipulacja?

I.A.: To raczej zrozumienie i wykorzystanie naturalnego talentu dziecka. Dla tego dziecka życie jest grą. Ono chce zwyciężać. Tworzenie synergii, także w rodzinie, polega na budowaniu połączeń i na uzupełnianiu się. Dziś ta cecha jest upierdliwa, ale jeśli pomyślimy o tym, że za dwadzieścia lat ona sprawi, że nasze dziecko może być najlepsze z najlepszych, to gwarantuję, że takie podejście zaowocuje.

D.K.: To umiejętność postrzegania tego, co nas wkurza w innych jako mocnej strony?

I.A.: Tak, bo nie ma złych mocnych stron. Czasem nie potrafimy znaleźć środowiska, które to doceni. Jest taki talent dorosłych, który nazywa się „command” – dowodzenie. Nie wyobrażam sobie, że Napoleon go nie miał albo że nie ma go dowódca sił lądowych. Ale żoną dowódcy na pewno nie jest łatwo być. Jeśli jednak wiemy, że ta cecha jest potrzebna tej osobie, żeby mogła realizować swój potencjał, to inaczej na nią spojrzymy. Możemy po nią sięgnąć, kiedy okaże się, że naszym świecie potrzebujemy wsparcia kogoś z silną ręką. Ciekawe, że w momencie, gdy nauczymy się akceptować i doceniać te cechy, które są nam obce, to one przestają wywierać na nas negatywny wpływ.

D.K.: To wymaga nie tylko cierpliwości, ale i czasu.

I.A.: Tak, i skupienia się na dziecku –  uważności. Jeśli widzimy, że dziecko stoi przed ważnym wyzwaniem, ma się wspiąć na jakąś górę, ale daje nam sygnały, że może nie dać sobie z tym rady, to mamy kilka możliwości. Możemy mu kazać przejść przez tę górkę. Efekt będzie taki, że może ono i przejdzie na drugą stronę, ale całe życie będzie pamiętało, że ktoś mu kazał przejść. Możemy dziecko przeciągnąć przez tę górkę, pilnując go cały czas.

D.K.: Powtarzając sobie – No jak ja nad nim nie stoję, to on na pewno nie będzie miał samych piątek.

I.A.: Tak, a dziecko słyszy wtedy – Rodzic nie wierzy, że ja sam potrafię przejść przez tę górkę. Zobacz jak to działa w przypadku dorosłych. Robisz coś w pracy, ale ktoś ciągle nad tobą stoi i powtarza, że robisz nie tak, jak on by chciał. Raz zrobisz, drugi raz zrobisz, a potem zaczniesz olewać pracę, bo obojętnie jak zrobisz, to i tak dostaniesz po głowie. Tego samego dziecko uczy się, kiedy rodzic wciąż go kontroluje, ciągle wytyka błędy i nie daj boże odrabia za nie lekcje. Rodzicu, daj mu się samemu nauczyć.

D.K.: A rodzic się boi.

I.A.: I próbuje przeżyć życie w zastępstwie dziecka. Często powtarzam, że gdyby dzieci kończyły studia tylko wedle widzimisię rodziców, mielibyśmy samych prawników i lekarzy. Nie byłoby hydraulika, śmieciarza, glazurnika, fryzjerki.

D.K.: Mówiłaś o synergii, ale jak to zrobić w praktyce? Mamy rodzica, który wpaja dziecku, że trzeba kończyć, co się zaczęło, a dziecko uwielbia tylko zaczynać. Pojawia się konflikt wartości.

I.A.: To, że coś jest wartością dla rodzica, nie oznacza, że musi to być wartością także dla dziecka. Czy ten dorosły nie zna innego dorosłego, który nie kończy tego, co zaczął?

D.K.: Zna i często uważa to za słabość.

I.A.: Tracąc z oczu to, że są ludzie, którzy są świetni w zaczynaniu. I oni też są potrzebni, bo mają taki power na początku, że są w stanie porwać z miejsca i zaangażować wielu ludzi. Nie jest ważne, że ten ktoś nie skończył. Ważne jest to, że poruszył tłumy – one sobie to zadanie skończą. Gdy uświadomimy sobie, że nasze dzieci są różne od nas, że mają inne osobowości, będzie nam łatwiej. Wróćmy na naszą górkę. Jeśli my to wszystko o naszym dziecku wiemy, znamy jego potencjał, nie musimy mu kazać przez nią przechodzić, nie musimy go przepychać, wystarczy, że my mu przypomnimy, dlaczego w ogóle pod tą górką stoi. – Dlaczego zacząłeś grać w piłkę nożną? Bo chciałeś być jak Lewandowski. Można poczytać dziecku historię jego idola, w której widać jak wiele razy on sam stawał przed górką. Dzieci przeglądają kolorowe czasopisma i wydaje im się, że piłkarz od razu był wielki, a modelka sama z siebie jest szczupła.

D.K.: Gazety nie pokazują wyrzeczeń, dyscypliny wewnętrznej.

I.A.: Zgadza się, Kiedy uświadomimy dziecku, że sukces wymaga wytrwałości i przechodzenia przez górkę, pamiętajmy także, by zapytać, jaki ono ma sposób, żeby przez nią przejść. Mądra mama wysłucha tego wszystkiego i pomoże dziecku. Będzie też drążyć dalej – zapyta, jak dziecko pokonało inne swoje górki. Rozłożą to wspólnie na czynniki pierwsze i wiesz, co wyjdzie? Strategia pokonywania przeciwności twojego dziecka. I jeśli dzięki niej dziecko poradziło sobie w łatwiejszej sytuacji, możemy mu pokazać, jak ją zastosować w trudniejszym wyzwaniu.

D.K.: Samo przeskoczyło przez małą górkę, a teraz rodzic wspiera go przy wspinaniu się na wyższą górę?

I.A.: Tak, bardzo ważne jest, żeby dziecka nie osądzać, nie mówić mu – Masz na co zasłużyłeś, teraz sobie radź sam. Dla niego bardzo ważne jest, by w obliczu problemu lub wyzwania czuło bezwarunkową miłość i akceptację rodzica. Czy my kochamy dziecko, bo namalowało ładny rysunek? To jest warunkowanie miłości, które odbiera mu pewność siebie. Dzieci najczęściej mają wszystko świetnie poukładane. To my mamy problem z ich pomysłem na życie. „Nie studiuj historii, bo potem nie znajdziesz pracy”, „Chcesz być psychologiem? O matko, po co, przecież jest tylu psychologów” – i tak dalej. Jeśli założymy, że dziecko będzie szczęśliwe tylko, jeśli będzie pracować w banku, to ile nie zrobimy, ile narzędzi nie zastosujemy, to wszystko będzie sztucznym podtrzymywaniem ambicji dziecka. A ono i tak w pewnym momencie pójdzie swoją drogą, bo będzie dorosłe.

D.K.: Rodzice zamiast uczyć się technik motywacji mogą więc uczyć się dostrzegać silne strony swojego dziecka.

I.A.: Jeśli zapytasz dziecko, kiedy jest najbardziej szczęśliwe, to ono powie ci o swoich talentach – kiedy tańczę, kiedy słucham muzyki. Gdy pracuję z dorosłymi na ich wrodzonych talentach, wiele czasu poświęcam na tłumaczenie, że świat potrzebuje ich takimi, jacy są. Nie dopasowujmy dzieci na siłę do rzeczywistości. Niech one znajdą swoje miejsce.

D.K.: Nawet jeśli po drodze będzie pod górkę?

I.A.: Uwielbiam wywiady z Justyną Kowalczyk. Kiedy opowiada o swoim dzieciństwie, widać jak wielką pasją były dla niej narty. Ciężko trenowała, ale nie mówi o tym, jak o jakimś strasznym obowiązku. Krew, pot i łzy – to jest charakter sportowca. Moja córka biega przez płotki. Czasem jest cała posiniaczona. – Dziecko, daj już sobie spokój – mówię czasem. A ona jest dumna z tych siniaków, z wysiłku, z tego, że daje z siebie wszystko. Jeśli pracujemy na wrodzonym talencie, to mamy tak duże poczucie sensu, że przestajemy traktować to jak wysiłek.

D.K.: Kiedy rodzic mówi – Już sobie odpuść, to przecież nie chce dla tego dziecka źle. 

I.A.: I dziecko też nie chce sprawić bólu rodzicom. Dziecko nie ma strategii na ranienie rodzica, ma strategię na siebie i to właśnie czasem zgrzyta. Zgrzyta, bo nie potrafimy znaleźć w sobie przestrzeni na inność.

D.K.: Wracamy do tego, co mówiłaś na początku – do szacunku wobec dziecka. Wiele osób się nie zgodzi z takim podejściem. Powiedzą, że nie można dzieciom pobłażać i im odpuszczać, bo do niczego w życiu nie dojdą.

I.A.: Teraz powiem coś, za co mi się dopiero oberwie – dziecko jest lustrem rodziców. Spokojna matka ma spokojne dziecko. Nerwowy ojciec ma nerwowe dzieci. Jeśli uważasz, że dziecko może cię zmanipulować, to znaczy, że podświadomie ty chcesz je zmanipulować. Jeśli mówisz, że twoje dziecko jest leniwe, tym sam masz problem z lenistwem. To straszne, kiedy uświadamiasz sobie, że to, co denerwuje cię w innych osobach jest do naprawy w tobie. Zamiast złościć się na dziecko, zastanów się, co ono chce ci powiedzieć. Jest takie powiedzenie – My jesteśmy rzutnikiem, świat jest ekranem. Po co mieć pretensje do ekranu?

D.K.: Dzięki tej świadomości łatwiej nam będzie zaakceptować to, że nasze dzieci nie są naszymi klonami?

I.A.: Kiedy dziecko jest małe i zaczyna płakać, to czy złościmy się na nie, że płacze? Raczej staramy się zrozumieć, co mu jest. A potem nagle tracimy tę umiejętność i to świat ma zacząć rozumieć nas. Dziecko też ma się do nas dopasować. Nie rozumiemy go, więc zaczynamy mu mówić, co ma robić, jak powinno się zachowywać, a czego nie powinno robić. Podziwiam dzieci, które potrafią się postawić rodzicom. Wiesz jak wielkiej siły charakteru potrzeba do tego? Uszanuj to, zamiast walczyć ze swoim dzieckiem. Zwolnij, pobądź dłużej w świecie dziecka, a ono ci wszystko powie. Po to jesteśmy mądrzejsi, żeby móc zrozumieć nasze dziecko.